reklama
reklama

Propagują filozofię, w której koń to nie tylko zwierzę

Opublikowano:
Autor:

Propagują filozofię, w której koń to nie tylko zwierzę - Zdjęcie główne

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Z GarwolinaBeata i Piotr Diakowscy są właścicielami stajni ''Kolorowe Wzgórze'' w Babicach. Organizują zawody TREC PTTK i zawody skokowe. Szkolą konie i jeźdźców, promują agroturystykę konną.
reklama

Ona jest ze stołecznej Woli, on z Mokotowa. Mieszkali w Warszawie od urodzenia. Z czasem przeprowadzili się do domu jednorodzinnego pod stolicą. Mieli dwa konie, ale stały one w pensjonacie, a oni chcieli mieć więcej zwierząt u siebie.

 - Wychowaliśmy się w mieście, w blokach. Jak miałem sześć lat, to powiedziałem mamie, że się wyprowadzam w Bieszczady. Zazdrościłem kolegom, którzy jechali do babci na wieś. Dwa razy byłem na wsi na wakacjach u dziadka mojego ciotecznego brata i tak mi się spodobało, że nie chciałem już do Warszawy wracać – wspomina pan Piotr.

Z czasem zamieszkali pod Warszawą, było bardzo sympatycznie, tylko ciągle za mało miejsca dla koni. Zapragnęli kupić miejsce, gdzie jest duża przestrzeń dla zwierząt.

reklama

Beata Diakowska: 

- Szukaliśmy miejsca dwa lata. To, że znaleźliśmy je w Babicach, to był przypadek. Objechaliśmy całą Polskę, potem zaznaczyliśmy sobie, że chcemy zamieszkać do 100 km od Warszawy. Naszym celem był zakup dużej ilości ziemi w jednym kawałku, najlepiej na kolonii wsi, tak, aby był blisko las.

Konie stoją na wolnym powietrzu, przez co są dużo spokojniejsze i łatwiej współpracują z człowiekiem

Ich wymagania okazały się trudne do realizacji. To, co się im podobało, często pozostawało poza ich zasięgiem finansowym.

- Mąż znalazł ogłoszenie w Internecie, ale absolutnie nie zapowiadało się na takie, które spełni nasze kryteria. Były tylko zdjęcia małego domku, który znajdował się w stanie kompletnego rozkładu, jednak jak zobaczyliśmy to miejsce, to stwierdziliśmy, że już stąd nie wyjedziemy – wspomina pani Beata.

reklama

Od pierwszego przyjazdu miejsce zrobiło na nich pozytywne wrażenie. Kupili je w 2015 roku.

Piotr Diakowski: 

- Po przeprowadzce było zetknięcie ze ścianą. Nic nie wiedzieliśmy o rolnictwie. Skłoniły nas do tej decyzji konie. Chcieliśmy prowadzić naukę jazdy i zapewnić zwierzętom jak najlepsze warunki. U nas konie stoją na wolnym powietrzu. Nie są zamykane, przez co są dużo spokojniejsze i łatwiej współpracują z człowiekiem.

Pierwsze dwa lata poświęcili na uporządkowanie tego miejsca. Stała stodoła, stara obora z kamienia, był domek, który w tej chwili jest wyremontowany. Bez wody, bez prądu, bez mediów. Tutaj zamieszkać się nie dało.

- Siedlisko bez szamba, teren nierówny, zarośnięty samosiejką. Nie było domu, boksów, wiaty, ani sprzętu. Droga była w bardzo złym stanie. Na początku największe dziury połataliśmy tłuczniem, poszło na to mnóstwo pieniędzy. Wszystko zostało zrobione od podstaw. Z czasem wspomogła nas Gmina Trojanów. W okolicy budowali drogę. Na drogę wyjazdową wyrzucili gruz i wyrównali dla samochodów osobowychopowiada pani Beata.

reklama

Nie patrzą na to, czy ta działalność się opłaca. Traktują ją jako pasję, nie potrafią bez niej żyć. Nakłady finansowe na utrzymanie gospodarstwa były tak duże, że nie można mówić o opłacalności.

Prowadzą hipoterapię dla Domu Pomocy Społecznej w Życzynie. W zajęciach uczestniczą dorośli i dzieci. Organizują warsztaty wakacyjne dla najmłodszych. To jest miejsce, gdzie można się dowiedzieć, co to naprawdę jest koń.

Na łąkach poustawiano przeszkody terenowe, każdy zawodnik startował pojedynczo

W październiku w stajni "Kolorowe Wzgórze" w Babicach po raz trzeci odbyły się zawody TREC PTTK i zawody skokowe. Dwa dni zmagań dla małych i dużych miłośników koni.

reklama

Piotr Diakowski: 

- 12 października odbyła się orientacyjna jazda po terenie. Narysowałem trasę na mapie, używając do tego Geoportalu. Zawodnicy dostali czyste mapy z dokładnością 1:25 000. Przed startem mieli 15 minut na przerysowanie mapy, którą wymyśliłem. Uczestnicy jechali z kompasami i mapą, nie mogli posługiwać się GPS-em. Dostali prędkość, z jaką mieli się poruszać. Trasa miała 18 km, były na niej cztery punkty kontrolne, o których zawodnicy nie wiedzieli. Musieli dystans przejechać po trasie i zmieścić się we wskazanym przez nas czasie.

Przy organizacji zawodów współpracowali z gminą Trojanów. Wójt gminy objął honorowy patronat i był pozytywnie zaskoczony skalą zmagań - w zawodach TREC PTTK uczestniczyło 70 zawodników.

- Drugiego dnia był drugi etap. Na łąkach poustawiano przeszkody terenowe, każdy zawodnik startował pojedynczo. Były mostek i równoważnia, po której koń musiał przejść. Był żywopłot, który zwierzę musiało przeskoczyć. W trzeciej konkurencji był tor o długości 150 metrów. W jedną stronę koń jechał galopem jak najwolniej, miał mierzony czas, przy czym nie mógł zmienić chodu. W drugą stronę jechał stępem jak najszybciej. Dla osób postronnych ta ostatnia konkurencja wydaje się najłatwiejsza, a w rzeczywistości jest najtrudniejsza – opowiada pani Beata.

TREC jest to konkurencja, która swój rodowód ma we Francji. Stanowi próbę dla koni, zarówno skokową, jak i zręcznościową. Pokazuje, czy jeździec potrafi dobrze opanować konia i czy zwierzę jest dobrze ujeżdżone.

Beata Diakowska: 

- Sponsorów zgłosiło się kilkunastu. Ufundowali nagrody dla zawodników, wykonali przeszkody. Wszystkie puchary i odznaczenia fundowała gmina Trojanów. My zapewnialiśmy całą organizację.

Na ich zawodach zawodnicy i osoby towarzyszące otrzymali poczęstunek. Było ciepłe danie w postaci strogonowa, grochówki, rosołu, była kiełbaska na ognisko, kawa, herbata i ciasto. Wszystko bezpłatnie. Bardzo pomogła im społeczność wiejska przy przygotowaniu posiłków. Strażacy z OSP Babice zabezpieczali teren.

- Pierwszego dnia zawodów była piękna pogoda, lecz w niedzielę po południu zaczęło padać. Zorganizowaliśmy także zawody dla dzieci, tzw. Mini TREC. 17 uczestników miało do pokonania kilka małych przeszkód. Startowali samodzielnie lub z wolontariuszemrelacjonuje pani Beata.

Koncentrują się na dzieciach i młodzieży. Robią warsztaty w dłuższe okresy wolne od szkoły

Zawody w Babicach zorganizowane zostały po raz trzeci. Są ogólnopolskie, każdy może na nie przyjechać, problemem są jedynie dystans i koszt.

Piotr Diakowski: 

- Zawodnicy byli m.in. spod Olsztyna, Szczytna, Włodawy, Krakowa, Warszawy, Rzeszowa i Lublina. Doceniamy przyjazd każdego zawodnika. Zdajemy sobie sprawę, że są to duże koszty. Trzeba opłacić transport konia, udział w zawodach i pobyt konia w stajni, trzeba załatwić sobie nocleg, bo my jako organizatorzy dajemy go tylko sędziom, którzy w liczbie od 12 do 15 pracują na zasadzie wolontariatu.

Państwo Diakowscy chcą promować nową konkurencję. To jest wszechstronna praca z koniem, a nie zmagania sportowe sensu stricto.

- Nasze konie nie muszą mieć dużych predyspozycji do rywalizacji, ale jeździec powinien dobrze się ze zwierzęciem dogadywać i z nim współpracować. Przykładowo na równoważnię koń ma wejść, nie spanikować i z równoważni zejść. Konie nie lubią mostków i muszą zaufać swoim jeźdźcom. Jest taka przeszkoda jak nieruchomość. Trzeba wstawić konia do kółka, zejść z niego i zwierzę ma 10 sekund, aby stać samo w tym kółku. Jeździec nie może wydawać mu poleceń gestami, może tylko mówić – wyjaśnia pani Beata. 

W zawodach TREC-owych jest możliwość rezygnacji z próby pokonania niewygodnej dla konia przeszkody. Wówczas jeździec podjeżdża do przeszkody, przy której stoi sędzia, podnosi prawą rękę i mówi, że rezygnuje.

Beata Diakowska: 

- Nie otrzymuje wówczas punktów za przeszkodę, a sędzia pozwala mu ją ominąć i jechać dalej. Wiadomo, że jeśli ktoś tak zrobi, to nie jest kandydatem do wygranej. Tutaj jednak nie chodzi tylko o medale, ale o spędzenie czasu ze swoim koniem i sprawdzenie, na ile jesteśmy ze zwierzęciem zgrani.

Pan Piotr dwa lata temu był na mistrzostwach świata TREC we Francji jako przedstawiciel PTTK. Podczas zawodów na 118 zawodników 114 nie zaliczyło wsiadania na konia z prawej strony, czyli odwrotnie od zwyczajowej zasady wsiadania ze strony lewej. Prowadzą jazdę konną, uczą dzieci jazdy. Posiadają stałych uczniów, cały czas zapraszają nowych.

- Generalnie koncentrujemy się na dzieciach i młodzieży. Robimy warsztaty w dłuższe okresy wolne od szkoły. Swoje pensjonariuszki na hipoterapię przywozi Dom Pomocy Społecznej. Na jazdy terapeutyczne przyjeżdżają osoby indywidualne. Najwięcej dzieje się oczywiście w wakacje, ale działamy cały rok – opowiada pan Piotr.

Sami także są czynnymi zawodnikami i biorą udział w zawodach. Startują w TREC-u – ich córka startuje także w skokach przez przeszkody.

Beata Diakowska: 

Ostatnio zdobyła pierwsze miejsce w małym konkursie w Aromerze w Sulejówku. Jeżeli chodzi o TREC-a, to kilka razy udało nam się być w czołówce. Uczestniczymy w szkoleniach u znanych trenerów w Polsce. Jeździmy do Furioso do Aleksandra Jarmuły koło Tarnowa oraz do Jurka Krukowskiego, znanego zawodnika WKKW.

Biorą udział w jazdach terenowych, prowadzą rajdy w obrębie gminy

Szkolą i konie, i jeźdźców. Chcą propagować filozofię, w której koń to nie tylko zwierzę do zdobywania medali i nagród, ale partner do współpracy.

  - Konie są obecne w naszym życiu cały czas. Opiekujemy się nimi, pracujemy w stajni, przygotowujemy wybiegi, przyrządzamy paszę, zapewniamy odpowiednie warunki. Gdy koń choruje, podajemy mu leki – wyjaśnia pani Beata.

Prowadzenie "Kolorowego Wzgórza" to kosztowne zajęcie, dlatego oboje pracują na pełen etat w Warszawie. Do stolicy dojeżdżają, lecz niecodziennie. Pani Beata pracuje na zmiany, pan Piotr w większości zdalnie, ale też kilka razy w tygodniu musi być w biurze. Różnorodność zajęć sprawia, że czasu jest mniej, ale w przeciwieństwie do swoich kolegów z Warszawy, nie czują się wypaleni.

Piotr Diakowski: 

- Bierzemy udział w jazdach terenowych, prowadzimy rajdy w obrębie naszej gminy, m.in. do miejscowości Stasin. Tam jest siedlisko, gdzie mamy zapewniony nocleg dla jeźdźców i koni. Jeździmy do naszego znajomego na rajdy do Garbowa Ryckiego, także do ośrodka Tęcza do Jabłonowca, do agroturystyki Osada Natura, także do Maciejowic.

Bardzo mocno promują agroturystykę konną. Na pograniczu Mazowsza, Lubelszczyzny i Podlasia warunki do niej są wyśmienite.

- Uczestniczymy w festynach organizowanych przez sołectwo, w czasie Dnia Dziecka bezpłatnie robimy "oprowadzanki". Jak w gminie były dożynki, występowaliśmy z naszymi końmi. Tam, gdzie jesteśmy potrzebni, to jedziemy i wspieramy działania lokalnej społeczności – wyjaśnia pani Beata.

Po przeprowadzce w 2017 r. zyskali akceptację miejscowych. W początkach działalności otrzymywali od nich bezcenne rady jak gospodarować na tym terenie oraz pomoc w sytuacjach kryzysowych.

Beata Diakowska: 

- Raz czy dwa zdarzyło się, że ogrodzenie uszkodziła obecna w tym miejscu dzika zwierzyna i konie pobiegły w kierunku wsi. Wówczas cała miejscowość je ganiała i nikt nie miał pretensji... Dziękujemy za tak ciepłe przyjęcie.

"Kolorowe Wzgórze" to promocja dla gminy Trojanów. Stajnia państwa Beaty i Piotra Diakowskich jest idealnym pretekstem do odwiedzin tych terenów.


@@@
Zdjęcia: Kolorowe Wzgórze/własne

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)
Wczytywanie komentarzy
reklama